Legendy - szlakiem Krainy Sowiogórskich Tajemnic

Po intensywnym spędzonym czasie w terenie warto przysiąść na chwilę przy kubku gorącej herbaty i zagłębić się w treść legend i podań krążących w regionie. Zapraszamy na podróż szlakami Krainy Sowiogórskich Tajemnic.

 

LEGENDA O NAZWIE GÓR SOWICH

 

Dawno, dawno temu na terenie obecnych Kamionek żył sobie pewien kmieć o imieniu Wacław, który samotnie wychowywał siedem, przecudnej urody, córek. Niestety był on surowy i nieustępliwy jeśli chodzi o wydanie córek za mąż. Domagał się za zięciów ludzi majętnych i na pozycji a jeśli jego plan by się nie ziścił, miał zamiar oddać córki do zakonu. Nic więc dziwnego, że gdy dziewczęta dorosły zaczęły się buntować przeciwko przyszłości zaplanowanej przez ich ojca, szczególnie, że żaden bogacz do tej pory poprosił go o rękę choćby jednej z dziewcząt.

Pewnego razu odwiedził ich kupiec z dalekich krajów, który handlował egzotycznymi towarami i przyprawami. Podarował on dziewczętom chustę mającą niezwykłą moc. Jej magia polegała na tym, że mogła przemieć jej posiadacza w dowolne zwierzę. Kupiec ostrzegł jednak siostry, że z czaru chusty można skorzystać jedynie dwukrotnie, ponieważ trzecia przemiana jest nieodwracalna i człowiek pozostanie do końca swego życia zwierzęciem.

Dziewczęta zadowolone z daru zaplanowały ucieczkę z domu. Zamieniwszy się w szybkie zajączki skierowały się w pobliskie góry, mając nadzieję, że zostaną tam poza zasięgiem swego ojca.

Na wieść o zniknięciu córek, kmieć wpadł w furię i pełen gniewu udał się do miejscowej wiedźmy. Ta opowiedziała mu o magii, której ożywają jego córki oraz obdarowała go czarodziejską gałązką bukową, która pozwalała zmienić wygląd. Uzbrojony w magiczną moc, przemieniony w jastrzębia kmieć wyruszył w pogoń za córkami.

Ojciec-jastrząb zauważył na szczycie jednej z gór siedem uciekających zajączków. Wzbił się wysoko w przestworza aby potem z niebywałą prędkością spaść z obłoków i porwać córki-zające w swe szpony. Gdy córki poczuły cień ptasich skrzydeł, stały się rączymi, pięknymi łaniami i odzyskały przewagę nad polującym ojcem. Ten bez zastanowienia zmienił postać i tym razem jako wilk kontynuował pogoń.

Siostry pamiętały przestrogę kupca, że przemieniając się po raz trzeci pozostaną na zawsze w zwierzęcej postaci, ale wilk był tuż-tuż... Przerażone wizją powrotu do rozgniewanego ojca - postanowiły zamieniać się w sowy, po czym odleciały, szukając schronienia w koronach górskich drzew.

Kmieć, po długich poszukiwaniach zrezygnowany wrócił do domu. Dopiero teraz, siedząc samotnie w swojej pustej chacie zrozumiał co uczynił. Uzmysłowił sobie swoje zachowanie w stosunku do córek i odkrył jak bardzo mu ich brakuje.
Od tamtego czasu córki-sowy siadywały wieczorami na drzewie niedaleko rodzinnego domu przyglądając się starzejącemu i samotnemu ojcowi. Przez długi czas góry niosły echem do wszystkich okolicznych wiosek ich smutne pohukiwnia...


Stąd też ludzie zaczęli nazywać okoliczne góry Sowimi, co pozostało do dziś...

 


LEGENDA O PIĘKNEJ MAŁGORZACIE

 

Małgorzata słynęła w całej okolicy z niespotykanej wręcz urody. Jej ojciec - kasztelan zamku Grodno dumny z wdzięków swej córki postanowił wydać ją za mąż. Na zamku pojawiało się wielu chętnych pojąć Małgorzatę za żonę, ale zdaniem ojca, żaden z nich nie zasługiwał na rękę jego jedynej córki: a to był zbyt biedny, a to zbyt niskiego urodzenia. Szukał on zięcia majętnego, który zagwarantowałby jego córce dobrobyt a i sobie większe poważanie w okolicy poprzez zaaranżowanie takiego małżeństwa.

Podczas gdy kasztelan zajęty był odrzucaniem kolejnych kandydatów, Małgorzata nawiązywała coraz bliższą znajomość z ubogim giermkiem. Ponieważ obydwoje odwzajemniali swoje uczucia, postanowili wyznać sobie miłość i ślubować, że rozdzieli ich tylko śmierć. Niestety ich uczucie musiało pozostać tajemnicą, gdyż bali się reakcji ojca dziewczyny na ich związek.

Ich szczęście nie trwało zbyt długo, ponieważ kasztelan znalazł dla swej córki idealnego kandydata na męża. Był nim właściciel sąsiednich ziem - człowiek bogaty i poważany, ale niestety w podeszłym już wieku. Na nic zdały się prośby, płacz i błagania dziewczyny, by ojciec nie wydawał jej za mąż za człowieka, którego nigdy nie pokocha. Nie bacząc więc na protesty córki, kasztelan ogłosił zaręczyny.

W dniu ślubu zrozpaczona Małgorzata wyszła ze swoim narzeczonym na spacer wzdłuż zamkowych murów. Gdy znaleźli się nad urwiskiem starzec poślizgnął się, a Małgorzata korzystając okazji zepchnęła go w przepaść. Zszokowana swoim czynem dziewczyna pobiegła do ojca informując o nieszczęśliwym wypadku jej niedoszłego męża. Na jej nieszczęście całą scenę - z wieży zamku obserwowali goście weselni, którzy nie uwierzyli w wersję zdarzeń Małgorzaty. Kasztelan w przypływie złości kazał zamknąć swoją jedyną córkę w lochu głodowym, skazując ją na straszną śmierć.

Lecz mijały dni i tygodnie, a dziewczyna, choć osłabiona, wciąż żyła. Wszytko to zasługa kochającego ją giermka, który w tajemnicy dostarczał więźniarce posiłki. Gdy tylko kasztelan odkrył prawdę, kazał zamurować celę swojej córki, która niechybnie zmarła tam z głodu. Giermek stracił życie. I tak dwoje kochanków, jak to sobie ślubowali, rozdzieliła śmierć.

Ponoć do dziś widuje się ducha kobiety krążącą po murach zamkowych. Mówią, że to Małgorzata, która nie może zaznać spokoju po śmierci i odpokutowuje swój zbrodniczy czyn.

 


 LEGENDA O SZWEDZKIM GENERALE

 

Podczas wojny trzydziestoletniej w Górach Sowich miały miejsce liczne potyczki pomiędzy wojskami królestwa niemieckiego a szwedzkimi. W armii szwedzkiej dowodził człowiek o złej sławie, który nawet biedakom nie przepuścił i odbierał im to, co posiadali. Znany był również z tego, że w okresach pokoju lubił pastwić się nad miejscową ludnością. Chodziły słuchy, że zrabowane kosztowności i cały swój skarb ukrywał w grocie w Górach Sowich.

Poprzez swoje działania zyskał grono wrogów. Miejscowi postanowili się go pozbyć wymyślając pułapkę na jego chciwość. Wysłano fałszywego szpiega, który miał donieść, że do Pragi zmierza orszak z niewyobrażalną ilością złota, które miało zasilić armię wroga. Chciwy generał zaangażował kilku swoich wojowników w zaplanowaniu pułapki na orszak w celu przechwycenia bogactw, lecz zdziwił się ogromnie, gdy okazało się, że to on sam wpadł w pułapkę. Okoliczni chłopi i mieszczanie napadli swojego ciemiężyciela i wybili jego wojów. Ciało generała zaniesiono do groty w Górach Sowich, gdzie znajdowało się zrabowane złoto.

Po latach, wśród okolicznych mieszkańców krążyły o duchu generała, który wciąż pilnuje swojego przeklętego złota. Świadkowie, którzy spotykali ucha na swojej drodze mawiali, że pojawia się on on ubrany w pełnym generalskim rynsztunku ze złotymi guzikami i wysadzaną rubinami szablą u boku. Szczególnie zwracali jednak uwagę na jego buty - duch atakuje każdego przechodnia, tylko wtedy kiedy na nogach ma szklane buty. Jeżeli są czarne, pozwala przejść dalej.

Znanych jest kilka historii związanych z generałem w tym ta o chłopie, który pokonywał drogę z Sokolca do Rzeczki niosąc w kobiałce dwie kopy jaj. W pewnym momencie stanął mu na drodze wspomniany generał w szklanych butach, przed które widać było wielką dziurę na paluchu w skarpecie. Chłop zacząć naśmiewać się z generała, po czym podniósł z ziemi kamień i wycelował w generalski but. Jednak generał wykazał się niezłym refleksem gdyż szklanym butem odbił owy kamień, który wpadł do kosza pełnego jaj. W tym momencie chłopu nie było do śmiechu widząc w kobiałce jajecznice z 120 jaj.

Kolejna historia pochodzi z opowieści górników z Nowej Rudy, którzy wierząc w wielkie skarby zakopane w grobie wraz z generałem - wybrali się na ich poszukiwania. Gdy tylko zaczęli kopać, z ziemi rozległ się grom, który rozsunął ciężkie kamienne wieko grobowca. Z jego głębi w obłokach dymu wyłoniła się postać generała w szklanych butach i szablą w dłoni. Górnicy ze strachu rzucili narzędzia pracy i w popłochu uciekli do domów nie oglądając się za siebie. Od tamtej pory nikomu nie przyszło na myśl szabrować mogiłę, po której dziś już nie ma śladu, a i sam duch generała po 200 latach tułaczki opuścił na zawsze Góry Sowie.

 


 LEGENDA O WIERNYM PSIE

 

Na szczycie góry Choina stoją ruiny starego zamku Grodno. W XVIII wieku należał on do rodziny von Eben. Małżeństwo miało syna jedynaka. Codziennie rano chłopiec wyruszał konno do szkoły w Świdnicy, a towarzyszył mu zawsze jego najlepszy przyjaciel, wierny pies Kusy. Droga nie była łatwa, prowadziła przez dolinę Bystrzycy, aby potem wspinać się zboczem ku zamkowym murom.
Pewnego dnia, gdy chłopach jechał jak zwykle ścieżką wykutą w skalnym urwisku, koń spłoszył się i stanął dęba, Cugle wyślizgnęły się z rąk młodzieńca, a on sam wypadł z siodła i osunął się po skarpie w dół urwiska...
Gdy syn nie wrócił do domu o zwykłej porze, zaniepokojeni rodzice wyruszyli na poszukiwanie. niedaleko zamku ujrzeli konia bez jeźdźca oraz psa trzymającego w pysku końskie cugle. Z drżącym sercem ojciec pobiegł na urwisko i zobaczył syna wiszącego nad przepaścią, zaczepionego butem o strzemię. Ostrożnie wyciągnięto nieprzytomnego chłopca, a pies, puściwszy dopiero teraz cugle, zaczął lizać swego młodego pana po twarzy, póki ten nie otworzył oczu. Radość wszystkich była ogromna, Kusy stał się oczywiści bohaterem. Do dzisiaj na zamku można zobaczyć upamiętniający niezwykły czyn wiernego psa.

 


 LEGENDA O ŻELAZNEJ LIPIE

 

Podczas wojny siedmioletniej, król Fryderyk II, zwany Wielkim prowadził swoje wojska w kierunku Świdnicy. Zatrzymując się w Podlesiu, by spokojnie ocenić pole bitwy został zaproszony przez lokalnego oberżystę na posiłek. Król przyjął zaproszenie i niedługo potem zajechał konno pod oberżę ze swoją świtą. Karczmarz przywiązał królewskiego konia do rosnącej przed zajazdem lipy a króla zaprosił do środka. Od tego czasu nie omieszkał chwalić się w okolicy, że stołował się u niego król, a królewski koń był przywiązany do jego lipy.

Szczęście uśmiechnęło się do karczmarza, ponieważ okoliczni chłopi oraz podróżnicy przychodzili zobaczyć "królewską lipę" oraz miejsce, gdzie zasiadał władca. Od tej pory karczmarz na brak gości nigdy nie narzekał.

Niestety podczas burzy w 1853 roku rozszalała się nad okolicą potężna burza, która powaliła słynną lipę. Karczmarz, po uprzątnięciu resztek drzewa, posadził w tym miejscu nowe drzewko, jednak uschło po dwóch latach. Jednak wiadomość o powalonej słynnej lipie dotarła na dwór królewski i króla Fryderyka Wilhelma IV, któremu tak spodobała się historia drzewa, że rozkazał wykonać żeliwny odlew pnia lipy. Postanowił, że w ten sposób uhonoruje swojego wielkiego przodka. W żelaznym drzewie umieszczono drzwiczki z napisem: "Już złamany pień, do którego przywiązałeś swego konia Fryderyku! Jednak z upływem czasu pamięć nie ginie!"

I pamięć o krótkiej królewskiej wizycie w małej wiosce Podlesie nie zginęła, jeszcze dziś możemy tam zobaczyć żelazną lipę.


 LEGENDA O NOCNYM MYŚLIWYM

 

Wieki temu w sowiogórskich lasach pojawiał się człowiek nazwany przez okolicznych miejscowych Nocnym Myśliwym. Płatał ludziom przeróżne figle a dodatkowo potrafił na śmierć wystraszyć. Przeganiał ludzi z gór i nie pozwalał korzystać z darów lasów. Krążyły plotki, że to sam Duch Gór przybiera postać Myśliwego. Zarówno dorośli jak i dzieci bali się go. Opowiadano o nim straszne i dziwne historie.

Nie przejmował się tymi opowieściami chłop z Walimia, znany z tego, że lubił się przechwalać. Opowiadał o swoim męstwie i gotowości do konfrontacji z Myśliwym, szczególnie gdy wypił już kilka kufli piwa. Pewnego dnia założył się nawet, że jeszcze tej nocy jest gotów pójść w góry stanąć oko w oko z Nocnym Myśliwym i pokaże mu, kto tu naprawdę rządzi.

Jak obiecał tak zrobił, i jeszcze tego samego wieczora wybrał się w góry. Kiedy znalazł się w ciemnym i gęstym lesie, porastającym zbocza sowiogórskich szczytów, pojawiła się przed nim postać. Chłop musiał uszczypnąć się, gdyż nie był pewny czy to złudzenie, czy prawda, gdyż wokół postaci biegała sfora różnokolorowych psów. Wtedy usłyszał: "Zadrwiłeś z Nocnego Myśliwego, zobaczysz zatem, co cię czeka!".
Nagle spod pobliskiego krzewu wypełzł ku niemu gruby i długi wąż. Zbliżał się co raz bardziej i przygotował do ataku. Sparaliżowany strachem chwalipięta z Walimia zamknął oczy i nie mogąc ruszyć do ucieczki zaczął żegnać się z życiem.

Gdy otworzył oczy, okazało się, że jest poranek a on sam leży na ziemi. Wokół nie było nikogo - ani Myśliwego, ani nie było śladu po wężu. Na trzęsących się nogach wrócił do wsi. Gdy ludzi pytali go, co się stało, ten z drżącą ręką wskazał na góry.
Od tego czasu chłop nigdy się już do nikogo nie odezwał, jakby się bał wymówić nawet imię samego Nocnego Myśliwego.

 


  

Media